Wspomnienia o Patronach szkoły

"W służbie wsi i kraju" wydana przez LSW w Warszawie w 1966 r. została przygotowana przez członków Koła Sienniczn na stulecie istnienia szkół siennickich. Jest to pozycja, do dziś najważniejsza, opisująca dzieje miejscowości i szkoły. Wydrukowano 3283 egzemplarze książki, która obecnie jest rzeczywiście trudno dostępna. Można ją jedynie wypożyczyć w bibliotece albo od absolwentów naszej szkoły, którzy w latach siedemdziesiątych otrzymywali ją wraz ze świadectwem maturalnym. >Zamieszczone w książce wspomnienia dotyczą m.in. Patronów naszej szkoły. Ponieważ, szczególnie w okresie poprzedzającym Dzień Patrona, wszelkie informacje o K. i H. Gnoińskich są bardzo poszukiwane, postanowiłem na naszej stronie internetowej opublikować stosowne fragmenty książki.

Jan Pierzan. Wspomnienie o Kazimierzu i Hipolicie Gnoińskich zamieszczone w: W służbie wsi i kraju. LSW, Warszawa 1966. s. 340-345.

Od pierwszego zetknięcia się z dyrektorem Gnoińskim w roku 1933, gdy z nim - jako członkiem spo­łecznego nadzoru nad Gimnazjum Towarzystwa Szkół Średnich w Mińsku Mazowieckim - rozmawiałem o pracy w tej szkole, a następnie, gdy miałem szczęście zdobyć jego zaufanie i sympatię, a potem wejść do grona jego współpracowników w Państwowym Semi­narium Nauczycielskim, następnie w gimnazjum, sta­rałem się zdać sobie sprawę, kim jest ten człowiek, czym podbija ludzi - zwłaszcza młodych; dlaczego - mimo ostrzegawczych głosów różnych doradców, aby się strzec tego „czerwonego gniazda siennickiego", da­łem się wciągnąć do współpracy w samej jaskini lwa. Nie zapomnę nigdy tej chwili, gdy po jednorocznym dojeżdżaniu autobusem z Mińska na lekcje języka pol­skiego w ówczesnym seminarium nauczycielskim, w ro­ku 1935 zamieszkałem już na stałe w tzw. „domku przy bramie" na terenie szkolnym. W pierwszych za­raz dniach odwiedzili młodego kolegę oboje dyrektorostwo Gnoińscy, przynosząc w darze piękną lampkę ludową i życząc, aby przez całe życie była ona symbo­lem światła, radości i promieniowania, a jednocześnie stałym przypomnieniem celu i zadań życia nauczy­cielskiego. Wydaje mi się, że to piękne i jakże wymowne w swoim wyrazie wprowadzenie w życie i pracę mło­dego swego sojusznika na terenie uczelni siennickiej tłumaczy również postawę ideową Gnoińskich jako pedagogów, oświatowców - a przede wszystkim ludzi. Postawę tę zapewne ukształtowali czerpiąc z najgłęb­szych i najwartościowszych pokładów postępowej na­szej myśli społecznej i pedagogicznej. Harmonijnie uzupełniając się wzajemnie, wcielali w życie najpięk­niejsze hasła naszego Oświecenia, wielkich społeczni­ków XIX wieku, owiani jednocześnie romantyczną wiarą w siłę i skuteczność swego działania, w wartość człowieka - szczególnie tego wyzwalanego z wielo­wiekowego zaniedbania człowieka wsi. To byli ludzie typu Siłaczek i Judymów, w których płonął ten sam żar miłości człowieka, gotowość do niesienia pomocy, zaparcia się siebie; to samo pragnie­nie pracy oświatowo-społecznej dla ludu i z nim, ale jednocześnie wyposażeni w głębszą i wszechstronniejszą niż u tamtych wiedzę o świecie i człowieku, zna­jący doskonale psychikę tych, wśród których praco­wali; stale wzbogacający tak metody pracy pedago­gicznej, jak i środki skutecznego oddziaływania. A do tego mający dar zjednywania sobie współpracowni­ków w tym dziele. Stykając się z nimi - na ulicy, w szkole, przy pracy czy w życiu towarzyskim - wchodziło się odczuwalnie w jakiś krąg ciepła, życzliwości, jakiegoś działania sprzy­jającego rodzeniu się twórczych myśli, zapału dla pracy z dziećmi i młodzieżą, jakiegoś bogacenia się ducho­wego. Charakterystyczna przy tym była trwałość za­dzierzgniętych nici przyjaźni Gnoińskich z wieloma dawnymi, współpracownikami. Drzwi ich mieszkania stale były otwarte dla wielu gości z różnych stron kra­ju. Oboje Gnoińscy stanowili doskonałą syntezę cech charakteru, sposobu reagowania na różne zjawiska ży­cia i ustosunkowania się do nich. Gdy pani Hipolita porywała ludzi i przepalała swoim romantycznym ża­rem ukochania wielkich ideałów, oszałamiała bogactwem pomysłów twórczych, wciągała za sobą na wyżyny czasem nieosiągalne dla przeciętnego człowieka, to dy­rektor Gnoiński podbijał serca i zniewalał do siebie jakąś dziecinną niemal prostotą, wielką ludzką wyrozumiałością, niekiedy dziwną nieśmiałością i zda­wałoby się - niezaradnością życiową, przy jednoczes­nej głębi spostrzeżeń i myśli o tym życiu. Cechowało go również niezwykłe poczucie humoru. Nieraz zdarzyło się - szczególnie w czasie tak zwanych „sympozjonów" w mieszkaniu Gnoińskich, gdy w żywej, roz­ognionej dyskusji na tematy pracy szkolnej czy nauki i kultury w szerszym ujęciu - pani Hipolita swoim zwyczajem prowadziła już rozmówców w „podniebne" rejony, gdy w tym chórze za długo już brzmiało wyso­kie „cis", wówczas, jakby dla odprężenia myśli, pan Ka­zimierz jakąś anegdotą dyskretnie wprowadzoną, jakimś trafnym, a humorem zaprawionym sformułowaniem myśli sprowadzał wszystkich „na ziemię" i ukazywał bliższe, konkretne cele tej dyskusji. O wartości człowieka i jego zasługach świadczą stworzone przezeń dzieła. Dziełem życia i długoletniej pracy pedagogicznej Gnoińskich było zorganizowanie jednej z najlepszych w Polsce uczelni, w której wy­kształciło się tylu ofiarnych w pracy wychowawczej nauczycieli, idących zawsze w pierwszym szeregu w walce o postęp, o wolną myśl, o naukę, o coraz wyższy stopień oświaty i kultury. Doskonale uzbrojeni w rzetelną wiedzę zawodową, obeznani z różnorodny­mi metodami pracy nauczycielskiej i społecznej, prze­pojeni najszlachetniejszymi ideami ukochania swego zawodu i pragnieniami stałego dopracowywania się coraz wyższego kunsztu - zawsze stawali się w swoich środowiskach, gdzie im przyszło pracować, zaczynem twórczego poszukiwania w różnych dziedzinach życia społecznego, kulturalnego i artystycznego. Działo się tak dlatego, że każdy z wychowanków uczelni siennickiej wychodząc z niej niósł ze sobą nie tylko płonącą żagiew zapału do pracy, wchłoniętych pojęć i treści teoretycznych, mających być wcielanymi w dalszym życiu, ale przede wszystkim sugestywny obraz ideału szkoły, pracy i ducha panującego w niej, spełnianej roli w najbliższym środowisku wiejskim. Jednym słowem macierzysta uczelnia siennicka sta­wała się dla wszystkich jej absolwentów zapładniającym wzorem pięknej misji wychowawczej wśród ludu, zakładania fundamentów pod prawdziwe upowszech­nianie kultury, kształcenie nie tylko odbiorców, ale i współtwórców jej dóbr. To, co mnie zawsze napawało podziwem, szacun­kiem a potem niezmierną radością, gdy obserwowa­łem z daleka i gdy współuczestniczyłem w życiu śro­dowiska szkolnego Siennicy, to jego szeroki rozmach, różnorodność kulturalna i artystyczna, stały kontakt całego grona nauczycieli i uczniów z ośrodkami umy­słowymi i kulturalnymi kraju, ciągłe doskonalenie się a jednocześnie przekazywanie zdobytych wartości bliż­szemu i dalszemu kręgowi miejscowego społeczeństwa. Krąg ten rozszerzał się i pogłębiał obejmując nie tylko chaty, spod których wywodzili się uczniowie se­minarium, ale i najbliższe rodziny, sąsiadów - cały region. Dojrzewanie ludzi, wciąganie do życia ogólnospołecznego i narodowego było bezsprzeczne. A ośrodkiem promieniującym, owym spiritus movens była uczel­nia siennicka z jej twórcami Hipolitą i Kazimierzem Gnoińskimi oraz innymi pedagogami. Trafnie ocenił to nawet wróg - Niemcy, którzy po wkroczeniu do Siennicy 13 września 1939 roku całą nienawiść i oskarżenie za zorganizowany opór chłopów z okolicy (Łękawica) skierowali przeciw nauczyciel­stwu, ą szczególnie pozostałemu z ludnością osady dyrektorowi Gnoińskiemu, wyprowadzając go wraż z kilkoma mieszkańcami na rozstrzelanie. Skończyło się na szczęście „tylko" na spaleniu Siennicy. Ale nie­raz potem jeszcze za patriotyczną postawę ludności obwiniano górującą nad okolicą szkołę i jej nauczy­cieli. Mieli zresztą rację. I w czasie okupacji, nawet po usunięciu wszystkich mieszkańców z obrębów murów szkolnych, gdy Gnoińscy i inni nauczyciele musieli schronić się u życzliwych mieszkańców osady, często w ciasnych, prymitywnych izdebkach, ledwie skleco­nych po pożarze, tworzyli nowe ośrodki promieniujące wiarą w lepszą przyszłość Polski, przygotowujące nowe kadry inteligencji, tak tragicznie wyniszczonej w czasie okupacji, budzące myśl naukową, organizujące spo­łeczny i humanitarny czyn w okresie koszmarnej za­głady getta żydowskiego. W tych ciasnych mieszkaniach Gnoińskich, Duraczów czy innych nauczycieli zawsze bywało po kilka osób. Jedni przychodzili po książkę z częściowo urato­wanej biblioteki szkolnej, inni po konspiracyjną prasę lub na tajne nauczanie, czasem na zapowiedzianą pre­lekcję profesora U W Józefa Tretiaka, który przebywa­jąc w okolicy pod przybranym nazwiskiem współpra­cował do ostatnich dni swego życia (1944 r.) w tej dziedzinie ż miejscową inteligencją. Tak więc nic nie mogło przeszkodzić tym pięknym i odważnym ludziom w pełnieniu misji, jaką sobie wy­znaczyli w zaraniu podejmowania trudu nauczyciel­skiego.