Wkroczenie wojsk niemieckich do Siennicy - 13 września 1939.

W 1967 r. ukazała się drukiem książka Szymona Datnera pt. 55 dni Wehrmachtu w Polsce. Zbrodnie dokonane na polskiej ludności cywilnej w okresie od 1 września do 25 października 1939. Na str. 380 – 384. w książce tej znajdujemy informacje dotyczące wkroczenia wojska niemieckiego do Siennicy 13 września 1939 r. Autor zamieszcza relacje świadków wydarzeń, które rozegrały się w Łękawicy i w Siennicy. Są one, moim zdaniem, niezwykle dla nas cenne i aż dziwne, że nie zostały nigdy wcześniej wykorzystane w opracowaniach dotyczących historii naszej miejscowości.

Autor pracował jako historyk zajmujący się po wojnie zagadnieniem Holocaustu. Wiele uwagi poświęcił badaniom zbrodni hitlerowskich w Polsce w latach okupacji, a zwłaszcza zbrodniom Wehrmachtu. Był ekspertem Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, w latach 60. redagował jej „Biuletyn”. W latach 1969 - 1970 był dyrektorem Żydowskiego Instytutu Historycznego i redaktorem naczelnym „Biuletynu ŻIH”.

Pisemny opis wydarzeń związanych z wejściem wojsk hitlerowskich do Siennicy autor książki otrzymał od mieszkańca Siennicy, kpt. Witolda Gumowskiego dnia 19.10.1966 r. i znajduje się ona zapewne w Aktach GKBZHwP (AGK, 001/z/D.).

Oto relacja pana Witolda Gumowskiego:   "Wkroczenie wojsk niemieckich do m. Siennica, pow. Mińsk Maz. - dnia 13 września 1939 roku"

Dzień ten szczególnie utkwił mi w pamięci i obraz tego, co wówczas przeżyłem jako chłopiec 12-letni, dziś po upływie 27 lat jak żywy stoi mi przed oczyma.

Siennica jest to osada leżąca na skrzyżowaniu dróg biegnących z Mińska Maz. do Latowicza i dalej do Stoczka Łukowskiego oraz z Cegłowa do Kołbieli, gdzie łączy się z szosą Warszawa-Lublin. Od pierwszych dni wojny przez Siennicę przechodzili liczni uciekinierzy i cofające się jednostki Wojska Polskiego.

Miejscowość ta nie była specjalnie nękana nalotami samolotów hitlerowskich, tylko czasami nadleciało ich kilka i ostrzeliwały z broni pokładowej drogi, po których przeciągały kolumny wojsk Taki stan rzeczy trwał do dnia 11 września 1939 roku, kiedy to przez Siennicę wycofał się ostatni oddział wojska, była to jakaś jednostka zmotoryzowana wyposażona w samochody i ciągniki na gąsienicach. Noc z 11 na 12 września i dzień minęły spokojnie, drogi opustoszały, pewne grupy uciekinierów zatrzymały się w gmachu poklasztornym. Wieczorem około godz. 20.00 artyleria niemiecka zaczęła ostrzeliwać Siennicę, nie czyniąc żadnych szkód i ofiar w ludziach, ponieważ pociski padały na łąki poza miejscowością. Ostrzeliwanie trwało około 2 godzin, noc minęła w napięciu, ale spokojnie. 13 września 1939 roku zaczął się koszmarnie, o godz. 8.30 rano do budynku poklasztornego, w którym zamieszkiwałem z matką i ciotką, wpada chłopiec i od progu wola „Niemcy”, z oczu chłopca bije przerażenie i strach.

Ledwo przebrzmiały złowróżbne słowa chłopca, a już przekonujemy się o obecności w osadzie przedstawicieli „narodu panów”, słychać strzelaninę, w powietrzu krzyżują się rakiety, które podpalają domy, a temu wszystkiemu towarzyszą wrzaski rozjuszonych żołdaków niemieckiego Wehrmachtu „raus, weg, Hande hoch, polnische Schweine”. Wypędzają ludność z domów i spędzają do kościoła. Wychodzimy i my, to co ujrzeliśmy, przechodzi ludzkie wyobrażenie: miejscowość płonie, ulicą w kierunku kościoła ciągnie tłum ludzi z podniesionymi rękoma do góry, widać wśród nich rannych idących o własnych siłach, ale i są ciężko ranni, niesieni przez swoich najbliższych, jest między nimi kobieta ranna w brzuch. W kościele robi się coraz ciaśniej, ale ludzie jeszcze napływają, wreszcie koniec, zjawia się dowódca tej jednostki Wehrmachtu, która zajęła Siennicę, w stopniu majora lub podpułkownika z tłumaczem i oświadcza, że wszystko to, co się dzieje, to nasza wina, bo jednostka przy wkraczaniu do miejscowości została ostrzelana przez ludność od strony Latowicza, i następnie kościół, w którym przebywamy, zostaje zamknięty, a przy drzwiach postawieni wartownicy.

Od tej chwili płyną godziny pełne trwogi, urozmaicane co jakiś czas wybrykami „zwycięzców”.

Po jakimś czasie otwierają się drzwi i z kościoła zostaje wywołany dyrektor miejscowego gimnazjum Gnoiński, proboszcz parafii ks. Gajewski i jego gospodyni p. Zofia (nazwiska nie pamiętam), którzy zostają poddani przesłuchaniu, a następnie zatrzymani jako zakładnicy, w razie gdyby ktoś ośmielił się strzelać do żołnierzy Wehrmachtu, to zastaną rozstrzelani. Przesłuchanie tych osób wyglądało następująco: przesłuchiwał osobiście dowódca oddziału, który wkroczył do Siennicy, a pytanie było jedno: „dlaczego nie oddaliście korytarza do Gdańska” - padała odpowiedź niezadowalająca przesłuchującego, wówczas wydawał on rozkaz „pod mur”, w który był wycelowany karabin maszynowy. Przesłuchiwany idzie pod mur popędzany przez hitlerowskich żołdaków i popychany kolbami. Kiedy doszedł do muru, wołany był z powrotem i zadawano mu znowu to samo pytanie i tak kilka razy. Ostatecznie przesłuchujący nasycił się nękaniem i zatrzymuje ich jako zakładników.

W kościele robi się gorąco i duszno, na szczęście na skutek pożaru, jaki szalał wokół kościoła, pękają szyby w oknach i jest dopływ jako tako świeżego powietrza. Ale „zdobywcom” mało jeszcze znęcania się nad bezbronnymi ludźmi, na chór kościelny wchodzi kilku żołnierzy, któryś z nich umie grać na organach, słychać kilka taktów muzyki kościelnej, a następnie dwóch żołnierzy staje w rogach chóru i wystrzeliwuje z rakietnic na krzyż rakiety. Krzyżujące się rakiety dają wrażenie jak gdyby kościół unosił się w powietrzu. Wśród ludzi wybucha panika, znajdujący się w środku kościoła ludzie zaczynają uciekać pod ściany i tratują się wzajemnie. Po wystrzeleniu kilku rakiet ubawieni żołdacy schodzą ze śmiechem z chóru. Przed wieczorem podano do wiadomości, że kobiety z dziećmi mogą się udać do domów. Uwierzyły w to dwie niewiasty. Ob. Zwolińska z dwojgiem dzieci i Ob. Kozikowa, również z dwojgiem dzieci zwróciły się do oficera i zostały wypuszczone z kościoła, ale gdy tylko zdążyły wejść do swych mieszkań, domy zostały podpalone. Kobiety musiały ratować się ucieczką w pole, gdzie przesiedziały ukryte do rana.

W kościele siedzimy już 12 godzin, ludzie zaczynają odczuwać konieczność załatwienia potrzeb fizjologicznych. Nie zwracając już uwagi na żadne skrupuły moralne i religijne załatwiają się w korytarzu kościelnym. Zauważył to dowódca oddziału i poprzez tłumacza wygłosił nam przemówienie „że jak śmiemy tu załatwiać potrzeby fizjologiczne, przecież to jest świątynia, a w świątyni nie wolno takich rzeczy robić, że należało się zwrócić do wartownika, a on by wypuścił na dwór”. I znów znalazło się kilku naiwnych, co uwierzyli w prawdziwość słów oficera niemieckiego, udali się do wartownika, aby ich wypuścił na dwór w celu załatwienia swych potrzeb. Jednak nikt z nich nie został wypuszczony, a tylko narazili się na razy kolb karabinowych i porcję wrzasku. Mija 24 godzina przebywania w kościele, jest 9 rano dnia 14 września 1939 roku, otwierają się drzwi od kościoła, pozwolono nom wyjść, ale na dziedzińcu kościelnym rozgrywają się nowe sceny. Mężczyźni zdolni do noszenia broni zostają oddzieleni od pozostałych, cel tego rozdziału niewiadomy nikomu. Ludziom zaczynają chodzić różne domysły po głowie. Wreszcie cała sprawa wyjaśnia się, dowódca oddziału przemawia do nas teraz po polsku „Idźcie do domu. zostawiliśmy wam popioły i zgliszcza, a mężczyźni do niewoli”.

Idziemy do domu, do domu, który już nie istnieje, w powietrzu unosi się ciężka woń spalenizny, na podwórzach leżą trupy ludzkie i nie dopalone szczątki inwentarza żywego.

W ciągu tej doby osada została zniszczona w 80%, zostało zabitych podobno 24 osoby, ja osobiście widziałem tylko jednego, był to Ob. Gościej (imienia nie znam) mieszkaniec Siennicy, który został zabity za to, iż chciał wypuścić konia z płonącej stajni. Wśród spalonych budynków znalazł się również stary zabytkowy kościół. Dalszy los oddzielonych mężczyzn, wśród których znaleźli się również obaj księża z miejscowej parafii, przedstawia się następująco: zostali oni popędzeni pieszo pod eskortą aż pod Ostrołękę, gdzie zostali rozpuszczeni i po dwóch tygodniach powrócili do domu Jednostka, która zajęła Siennicę, przebywała w dniu 14 września do godz. 15.00, skąd po ostrzelaniu artylerią m. Kołbiel udała się w kierunku Mińska Maz. Była to jednostka zmotoryzowana wyposażona również w czołgi (9 sztuk).